Witamy na stronie Parafii pw. św. Walentego w Konopiskach

"Jeśli nikt od Was nie wymaga, to Wy sami wymagajcie od siebie.."

Jan Paweł II

Spis treści

autor Barbara Herba

 

 Każdego roku z nadejściem wiosny czy jesieni (Uroczystości Wszystkich Świętych), zabieramy się do porządków na cmentarzu. Myjemy i ozdabiamy nagrobki naszych bliskich.

Cmentarz to miejsce o głębokiej wymowie eschatologicznej, przypominający życie wieczne. Jak pisał Augusta Valensis : ”trzeba być szalonym, by nie myśleć o wieczności. Każdej chwili można przekroczyć jej próg”. Może niejeden z nas odsuwa od siebie tę myśl, to jednak nieuchronnie każdy zmierza do kresu życia. Rodząc się, dorastając, przeżywając dzieciństwo i młodość, rzadko uświadamiamy sobie, że powoli umieramy. Jedni wcześniej, inni później, aż wreszcie znajdziemy się na tym jedynym najpewniejszym w naszym życiu miejscu - cmentarzu.

Dziś nawiedzimy go w nieco inny sposób, aby przypomnieć tych którzy już dawno nie mają rodzin pośród żyjących, a ich groby czekają na naszą troskę.


 

Grobowiec ks. Jakuba Konderskiego
Metalowa płyta nagrobna

Grobowiec ks. Jakuba Konderskiego

 Jak każda wiekowa nekropolia, tak i nasza może poszczycić się bardzo starymi grobami. Najstarszy grobowiec w formie budynku krytego dachówką znajduje się w lewej skrajnej kwaterze tuż przy murze cmentarnym. W jego wnętrzu w wymurowanych półokrągłych niszach, pochowano dwie osoby.

 Z lewej strony na metalowej tablicy można odczytać napis:

 

Tu spoczywają zwłoki
Księdza Jakóba Konderskiego
proboszcza parafii Konopiska
urodzony d. 5 listopada 1822 r.
zmarł d. 26 lutego 1893 r.
w nieutulonym żalu
familija tę pamiątkę kładzie

Po upadku powstania styczniowego, nastąpiła konfiskata dóbr paulińskich i częściowa wywózka zakonników na zesłanie. W zaistniałych okolicznościach, parafię Konopiska przekazano księżom diecezjalnym. Pierwszym takim proboszczem był ks. Jakub Konderski, syn Mikołaja i i Elżbiety z domu Nauczow, urodzony w Dobrzyniu nad Wisłą (okolice Płocka).

 

Nic nie wiadomo o jego drodze do kapłaństwa i przebiegu pracy duszpasterskiej . Do parafii Konopiska przybył w 1876 roku. Parafię zastał zaniedbaną, a kościół mający wówczas ponad 250 lat, mocno zniszczony. W kronice parafii zapisano, że od niego datowała się era odrodzenia i postępu parafii. Pracę rozpoczął od gruntownego remontu świątyni i jej upiększenia. Gorliwość i ofiarność tego kapłana, przyczyniła się nie tylko do materialnego ale i do moralnego wzrostu parafii.

 

Franciszkańskie ubóstwo będące ideałem jego życia i wytężona praca, pozostawiły trwały ślad w ludzkiej pamięci. Był wówczas najdłużej pracującym tutaj proboszczem, zmarł po 17 latach pobytu w Konopiskach.

 

Pochowano go w grobowcu jak na tamte czasy bardzo okazałym, a parafianie przez dziesięciolecia wspominali go serdecznie i bardzo życzliwie.

 

Po prawej stronie grobu ks. Konderskiego brak tablicy. Nie wiadomo kogo tam pochowano. Być może kogoś z zamożnej rodziny, bo przed II wojną światową ktoś niegodziwy ten grób splądrował, na pewno w celach rabunkowych.

 

Z relacji moich rodziców wiem, że pewnego dnia zauważono wykuty otwór i rozbitą trumnę, w której widać było kości dziewczynki z resztkami długiej haftowanej sukienki. Sprawcy tej strasznej profanacji nie wykryto, grób grabarz zamurował i tak pozostało do naszych czasów. Nie wiadomo co stało się z tablicą nagrobną.

  

Mogiła dziewczynki

Mogiła dziewczynki

 Tuż za tylną ścianą tego grobowca, znajduje się niewielki obelisk z piaskowca, stojący u wezgłowia małej mogiłki. Napis w języku rosyjskim mówi:


Tu spoczywa Aleksandra Nikołajewna Awramienko
urodziła się 12-go kwietnia 1897 r.
zmarła 13-go lutego 1899 r.

 

Dziecko żyło 1 rok i 10 miesięcy. W aktach parafii nie ma zapisu urodzenia ani zgonu. Nie wiadomo kim byli rodzice. Moja babcia pamiętała z dzieciństwa wspomnienia dorosłych, że w Konopiskach zatrzymała się rodzina Rosjan z ciężko chorą córeczką. Po jej pogrzebie wyruszyli w dalszą drogę, do sobie wiadomego celu.
Położenie kamiennego nagrobka może świadczyć o ich zamożności, bo tylko takich ludzi było wówczas na to stać. Wszyscy inni byli chowani w mogiłach darniowanych z drewnianymi, a bardzo rzadko metalowymi krzyżami.

 

Grób braci Wróblewskich

Grób braci Wróblewskich

Obok kaplicy cmentarnej po jej lewej stronie, stoi smukły obelisk z piaskowca, z wyrzeźbionym wizerunkiem Chrystusa w koronie cierniowej. Płytę okalającą ciosane filarki, niegdyś połączone pięknym kutym łańcuchem. Niestety skradziono go przed laty. Pod podwójną płytą w wymurowanych komorach, spoczywają bracia Wróblewscy. Informuje o tym napis na powierzchni płyty:

 

Stanisław Wróblewski zasłuźony dla sprawy polskiej
w Ameryce żył lat 43 zm d 18 IX 1920 r
Ks Stefan Wróblewski zm d 28 II 1922 żył lat 48
proboszcz parafii Konopiska

Ks. Stefan Wróblewski syn Józefata i Petroneli z Dzięciołowskich urodził się w Wieruszowie. Bo Konopisk przybył 20 listopada 1917 roku. Jego pobyt w parafii przypadł na koniec I wojny światowe j i pierwsze lata niepodległości, lata nędzy i głodu. Dla ratowania ludzi, z jego poparciem i pomocą założono Komitety Żywnościowe.

 

Jego dobroć i świątobliwość wywierała kojący wpływ na zbolałych i rozgoryczonych. Słynął jako znakomity spowiednik, dlatego z najdalszych okolic przybywali ludzie, by u niego znaleźć uciszenie, pociechę duchową. Zainicjował pierwszopiątkowe adoracje Najświętszego Sakramentu i założył Bractwo Serca Jezusowego.
Miejscowi ludzie wspominali go jako kapłana wrażliwego na ludzką niedolę, oddającego biednym niemal wszystko co posiadał. Żył w skrajnym ubóstwie, często głodując, z zażenowaniem przyjmował wsparcie sąsiadów. Takie warunki życia być może przyczyniły się do rozwoju choroby, zmarł na gruźlicę.

 

Jego śmierć bardzo zasmuciła kochających go parafian. Pogrzeb był jakby olbrzymią manifestacją. Przez długie lata nazwisko ks. Wróblewskiego widniało na co drugiej kartce wypominek za zmarłych.

 

Obok księdza jest pochowany jego brat Stanisław na stałe mieszkający w Ambridge Pa USA stan Pensylwania. Był przemysłowcem i działaczem polonijnym. Zmarł podczas tymczasowego pobytu w Konopiskach, pozostawił owdowiałą Stanisławę vel Stellę z Gutowskich.
Jako ciekawostkę dodam, że obok pracującego w Konopiskach organisty Leon Lisieckiego, podczas spisywania aktu zgonu Stanisława obecny był tutejszy wikary ks. Stanisław Czajka, późniejszy biskup częstochowski.

 


Nagrobek Katarzyny i Józefa Wieczorek
Nagrobek Katarzyny i Józefa Wieczorek
Nagrobek Katarzyny i Józefa Wieczorek

W głębi kwatery za grobem braci Wróblewskich stoi pięknie rzeźbiony obelisk. Na kartach otwartej księgi zawieszonej na kotwicy, wyryto napisy:

Katarzyna Wieczorek
Przeżywszy lat 64 Zmarła d 19 Czerwca 1897 r
Stroskany mąż Tę pamiątkę kładąc
Prosi o Zdrowaś Marya Za jej duszę
Józef Wieczorek
przeżywszy lat 76 zmarł dnia 8 maja 1908 r
stroskany syn wnuki i prawnuki po stracie drogich
im osób proszą o westchnienie Do Boga

Józef Karol Wieczorek, syn Józefa i Marianny, urodził się we wsi Cieszowa parafia Koszęcin. Ożenił się z Katarzyną Pawlikowską urodzoną w Koziegłowach, córką Franciszka i Zofii z Januszewskich. Nie wiadomo kiedy osiedlili się w Konopiskach, ani gdzie mieszkali. Zapewne byli ludźmi światłymi i zasługującymi na szacunek, czego wyrazem było zaufanie okazane Józefowi przez miejscową ludność.

Od ok.1885 roku przez wiele lat pełnił funkcję wójta Gminy Dźbów. Jej siedzibą tegoż roku przeniesiono z Dźbowa do nowego domu wójta Wieczorka w Konopiskach. Lokal Urzędu Gminy wójt udostępniał bezpłatnie do końca swojej kadencji w 1900 roku. Po wyborze nowego wójta Urząd przenoszono do wynajętych domów gospodarzy w Konopiskach, w końcu umieszczono go w nowym krytym gontami domu w centrum Konopisk, który potem zakupił Bronisław Kołaczkowski.
Józefa Wieczorka znano jako człowieku religijnego i zatroskanego o dobro społeczne, dostrzegał potrzeby materialne parafii. Podczas prac remontowych w kościele podjętych przez ks. Konderskiego, fundował malowanie. Po wybudowaniu nowego kościoła, w 1908 roku zdążył ufundować piękny krzyż do dużej kruchty.
Wiele osób wchodząc do naszego kościoła całuje ten krzyż: Jest to nie tylko hołd oddany Ukrzyżowanemu, ale też wyraz uznania i wdzięczności fundatorowi, za to widoczne świadectwo jego głębokiej wiary, dane na pokolenia.

Płyta na grobie Wojciecha Szymanowskiego
Płyta na grobie Wojciecha Szymanowskiego

Przed kaplicą cmentarną nieco z prawej strony, znajduje się grób Wojciecha Korwin Szymanowskiego. Pochodził ze znanego rodu Szymanowskich. Jeden z jego przodków Melchior Korwin Szymanowski wydzielił część swojego majątku pod cmentarz na Powązkach w Warszawie, był więc po części inicjatorem jego założenia. Kompozytor Karol Szymanowski, był bliskim krewnym Wojciecha. Maria Szymanowska jego młodsza siostra, wyszła za mąż za Józefa Chełmońskiego, wybitnego polskiego malarza.

Szymanowscy posiadali duży majątek koło Radomia, tam w Młodyniach Dolnych w 1841 roku urodził się Wojciech. Otrzymał staranne wychowanie i wykształcenie, ukończył dwa fakultety – rolniczy i prawniczy. Po skonfiskowaniu ich majątku przez władze carskie, Szymanowscy przenieśli się do Warszawy i zamieszkali w swoim domu przy ul. Długiej 26. Wkrótce zakwaterowano u nich oficera carskiego.

Po wybuchu powstania styczniowego, Wojciech z narzeczoną włączyli się w działalność powstańczą. Zakończyło się to tragicznie, jego narzeczona zginęła w walce, a on zatrzymany i osądzony otrzymał wyrok śmierci. Matka wysłała list do zaprzyjaźnionego z ich rodziną wspomnianego oficera, który wówczas był już w głębi Rosji.

Dzięki jego interwencji, wyrok zamieniono na zesłanie. Wojciech uciekł jednak z transportu i wrocił do towarzyszy walki. Niestety znów został aresztowany kolejny raz groziła mu śmierć. To że przeżył zawdzięczał matce, która w sumie trzykrotnie prosiła o interwencję u tego oficera. Ten z szacunku dla ich rodziny, kolejny raz uzyskał ułaskawienie dla Wojciecha, pod warunkiem całkowitego zaprzestania działalności powstańczej.

W tej sytuacji Szymanowski podjął się administrowania majątkiem ziemskim dr. Gliszczyńskiego w Zielonkach pod Warszawą. Tam pracował do czasu wykupienia przez braci Hantke majątku Konopiska, który był dla nich terenem pozyskiwania rudy żelaza na potrzeby Huty „Częstochowa”. Oprócz kopalń rudy był folwark, obszary rolne i leśne wymagające fachowego gospodarowania.
Bernard Hantke, przyjaciel Wojciecha jeszcze z czasu pobytu w Warszawie, prosił go o zajęcie się ich majątkiem. Wojciech po stracie narzeczonej wybrał życie samotne, więc chętnie przeniósł się do dworku w Konopiskach.
Same włości należące do folwarku, nie były zbyt rozległe ani też dochodowe. Jesienią wywożono furmankami do Częstochowy owoce z ogrodu dworskiego i trochę płodów rolnych. Dziedzic – jak go nazywano, zatrudniał mieszkańców okolicznych wiosek do wszelkich prac gospodarskich. Kucharka z pomocnicami przygotowywała posiłki dla Szymanowskiego, służby i gości czasem przez niego zapraszanych. Moja babcia pochodząca z Korzonka, aż do czasu zamążpójścia, była służącą w kuchni dworskiej.

Kilka razy odwiedzał Szymanowskiego jego szwagier Chełmoński. Najczęstszymi gośćmi byli zaprzyjaźnieni Alfred, Bernard, Henryk Hantke z rodzinami i kolejni dyrektorzy huty. Szymanowski był też współpracownikiem Towarzystwa B-ci Hantke. Jego bliskie kontakty z właścicielami huty, przynosiły wymierne korzyści dla Konopisk.
Towarzystwo Hantke podarowało plac pod budowę szkoły w Konopiskach i pod pierwszą remizę: strażacką. Parafia otrzymała teren pod cmentarz grzebalny. Alfred i Bernard Hantke oraz Wojciech Korwin Szymanowski, byli też m.in. członkami Komitetu Budowy Kościoła, pracownicy huty w okresach kryzysu finansowego, swoimi datkami wspierali jego budowę.
Wojciech Korwin Szymanowski był człowiekiem wrażliwym, włączał się we wszelkie akcje pomocy biednym np. tworzenie Komitetów Żywnościowych, festyny organizowane dla miejscowej ludności przez rodzinę Hantke i in. Był członkiem Zarządu Ochotniczej Straży Pożarnej w Konopiskach założonej w 1917 roku.
Myślał nie tylko o stronie materialnej życia, w latach późniejszych mimo choroby i podeszłego wieku, swoim autorytetem wspierał akcje kulturalne np. powstanie Orkiestry Dętej, Teatru Ludowego.

Jego ulubioną rozrywką, były polowania w gronie zaprzyjaźnionych myśliwych. Był mężczyzną wysokim, średniej tuszy, łagodnego usposobienia. Często widywano go przyjaźnie uśmiechającego się do ludzi, jeżdżącego po okolicy małym jednokonnym powozikiem, nazywanym linijką.

Jednego roku miejscowe władze carskie, uznając procesję rezurekcyjną za manifestację polityczną, zaplanowały obławę. Szymanowski nie dopuścił do interwencji Rosjan, równocześnie powstrzymując procesję. Ryzykując swoją wolnością, uchronił wielu parafian od niechybnej zsyłki.

Przez kilkadziesiąt lat życia w Konopiskach, wrósł w to miejsce i oddał mu swoje siły, zapał, miłość do ludzi, którzy odpłacali mu szacunkiem i uznaniem. Mimo że nie miał swojej rodziny, w ciężkiej chorobie otaczano go troskliwą opieką. Nie chciał by po śmierci pochowano go gdzieś daleko przy krewnych, ale w tej ziemi której oddał większą część swego życia.

28 października 1928 roku w n-rze 251 „Gońca Częstochowskiego”, wydrukowano nekrolog:

„ Ś.p. Wojciech Korwin Szymanowski
ziemianin, uczestnik powstania, weteran 1863 r.
były długoletni współpracownik Tow.B. Hantke
ostatnio dzierżawca dóbr Konopiska.
Opatrzony Św. Sakramentami, po długich ciężkich
cierpieniach zmarł d. 25 października 1928 r.
w Konopiskach, przeżywszy lat 87.....”

23 października o godz 1600 zmarłego eksportowano do kościoła. Następnego dnia o 900 rano odprawiono nabożeństwo żałobne po czym trumnę pokrytą barwami narodowymi złożono na lawecie armatniej, zaprzężonej w 4 konie. Konduktowi towarzyszył konny oddział Kompanii Honorowej 7 Pułku Artylerii Lekkiej z Częstochowy orkiestra wojskowa, liczne delegacje i miejscowa ludność. Rodzinę reprezentował syn młodszego brata Jana - Tadeusz, adwokat mieszkający w Warszawie. Nad grobem zmarłego oddano salwy honorowe.

Tablica pamiątkowa Wojciecha Szymanowskiego
Tablica pamiątkowa Wojciecha Szymanowskiego

Po kilku latach, na kaplicy cmentarnej umieszczono i poświęcono tablicę pamiątkową. Jej treść najpełniej określa osobowość zmarłego:

Wojciechowi Korwin Szymanowskiemu ur. w 1841 r. w Młodynie Ziemi Sandomierskiej
zm. w Konopiskach 25.X.1928 r. bojownikowi o wolność Ojczyzny z r. 1863
przezacnemu obywatelowi, gorliwemu katolikowi, współpracownikowi T-wa H. Hantke
opiekunowi biednych tablicę tę na wieczną pamiątkę młodym pokoleniom na wzór, przekazują
przyjaciele, współpracownicy i wdzięczni obywatele
Konopiska 10.XI.1935 r.


Chociaż samą mogiłę, długo zwieńczał zwykły brzozowy żołnierski krzyż, to i teraz w swojej skromności niknie pośród współczesnych nagrobków.

 


W głębi cmentarza niemal pośrodku, znajdują się dwa oryginalne obeliski kamienne pięknie rzeźbione.
Wyglądają jakby ułożone z głazów, kiedyś z krzyżami u szczytu.

Nagrobek Aleksandra Waiznera
Nagrobek Aleksandra Waiznera
Nagrobek Aleksandra Waiznera
Nagrobek Katarzyny Kiser
Nagrobek Katarzyny Kiser

Na pierwszym umieszczono metalową tablicę z napisem:

Ś.P. Aleksander Waizner
przeżywszy lat 41 zmarł d 29 sierpnia 1895 r
prosi o westchnienie do Boga
w nieutulonym żalu ten pomnik składa wdzięczna żona

Aleksander Waizner syn Józefa i Marianny z domu Rudkowskiej, urodził się w Chablicach. Z zawodu hutnik, mieszkał w Blachowni, pozostawił żonę Józefę z Maniurkowskich.

Obok obelisku zachowały się jeszcze dwa filarki, które połączone metalowymi elementami, okalały mogiłę.
Nad tablicą spośród głazów, wyrastał pień drzewa - krzyż, a u jego nasady pomiędzy głazami wykuto liście dębu.
Pod tablicą, wygrzewa się w słońcu kamienna jaszczurka.

Przed kilku laty wichura powaliła drzewo, które upadając potłukło krzyż.

Przy drugim obelisku też nie ma już krzyża, a pomiędzy głazami wykuto delikatne kwiatki wyrastające pośród liści.
Na kamiennej księdze wyryto napis:

D.O.M. śp Katarzyna z Hermanowskich KISER ur d 6 listopada 1836r
zmarła 18 kwietnia spokój jej duszy wdzięczne dzieci

Katarzyna Kiser, córka Jakuba i Marii z Brozińskich małżonków Hermanowskich, urodziła się w miejscowości Szerzew parafia Mogilno w Prusach mieszkała w Blachowni, była wdową po rzeźniku.

 

Pośrodku cmentarza pod olbrzymim bukiem stoi podręczny skład narzędzi. Przed laty był grobowcem jak ten, gdzie pochowano ks. Konderskiego, za kadencji ks. Stanisława Pytlawskiego, jego wnętrze zostało przebudowane, zlikwidowano nisze grobowe, zainstalowano drzwi, szczątki zmarłych pochowano pod posadzką.
Transkrypcja na metalowej tablicy po lewej stronie, mówi:

D.O.M. Zofia z Karpińskich Fedecka córka oficera wojsk polskich
żyła lat 68 zmarła dn 6 czerwca 1907 r prosi o westchnienie do Boga

Zofia Fedecka córka Piotra i Albiny z Janiszewskich, małżonków Karpińskich, urodziła się w Kaliszu. Mieszkała w Blachowni, była wdową po Józefacie Fedeckim - notariuszu.

W aktach parafialnych jako świadków zgłaszających jej zgon, zapisano: Wojciecha Korwin Szymanowskiego administratora majątku Konopiska lat 63 i Stefana Knowiakowskiego kierującego fabryką „Blachownia” lat 37.

Groby: Aleksandra Waiznera, Katarzyny Kiser i Zofii Fedeckiej, to jedyne zachowane pamiątki po przynależności Blachowni do naszej parafii.

 

Po prawej stronie obok Zofii Fedeckiej, pochowano nauczycielkę. Płyta nagrobna z białego marmuru odpadła, długo stała pod ścianą, być może ktoś nieświadomy jej wartości zabytkowej po prostu ją wyrzucił. Oto treść napisu:

Franciszka Goślicka nauczycielka córka śp Jana Rejenta ziemi płockiej
i Bronisławy z Walenckich żyła lat 55 zm 17 XII 1918 r
pokój jej zacnej duszy najukochańszej siostrze stroskane rodzeństwo

Franciszka Helena Goślicka córka. Jana i Bronisławy z Walęckich, niezamężna, w akcie zgonu jest zapisana jako stała mieszkanka Warszawy. Faktycznie jednak przez wiele lat mieszkała i pracowała w Konopiskach.
Praca tej nauczycielki przypadła na najtrudniejszy okres dziejowy naszego narodu. Swoje powołanie realizowała z narażeniem życia, przekazując miejscowym dzieciom wiedzę i ucząc umiłowania Ojczyzny. Mimo świadomości grożącego niebezpieczeństwa, nie wahała się ukazywać im piękna ojczystego języka.
Pamięć o jej patriotyzmie przekazywana kolejnym pokoleniom młodzieży, jest najpiękniejszym kwiatem składanym na jej nieistniejącej mogile.

Po drugiej stronie alejki, za bukiem w głębi kwatery, znajduje się grób rodziny Paruzelów. W tej mogile pochowano też ich krewnego, sierżanta Jana Walentego Sośninka, dowódcę miejscowego oddziału AK w czasie II wojny światowej. Syn Antoniego i Elżbiety z Szymańskich urodził się 07 lutego 1901 roku.
Przed wojną służył w 74 Pułku Piechoty w Lublińcu. We wrześniu 1939 r. Niemcy aresztowali go i wywieźli do stalagu. Poprzez kontakty konspiracyjne armii podziemnej został zwolniony i przydzielony na dowódcę plutonu w Konopiskach, jego rodzinnej miejscowości.
W konspiracji używał pseudonimów: „Jesion” i „Albin”. Jego zastępcą mianowano Stanisława Siemińskiego ps. „Dąb drugi”, przedwojennego plutonowego 74 Pułku Piechoty z czasem awansowanego do stopnia sierżanta, mieszkającego w Rększowicach.
Pod ich dowództwem liczebność oddziału stopniowo wzrastała, z zachowaniem wszelkich zasad konspiracji. Teren działalności był rozległy. Z powodu naszej przynależności do Rzeszy Niemieckiej, ograniczono ją do tzw. małej dywersji.

Organizowano przerzuty osób „spalonych” przez granicę z Generalną Gubernią, a także niezwykle ryzykowne przechodzenie konspiratorów do Guberni i z powrotem. Zbierano informacje o ruchach wojsk niemieckich, policji i żandarmerii, oraz ich zbrodniczych działaniach wobec miejscowej ludności. Robiono plany umocnień, bunkrów, okopów, zasieków i rowów przeciwczołgowych budowanych w całej okolicy.
Łącznicy przenosili ulotki, gazety, komunikaty radiowe, broń, amunicję , różne ładunki i środki opatrunkowe do dalszego przerzutu. W przypadku akcji zbrojnych wykonywanych przez oddział z innego terenu ( wymóg bezpieczeństwa), ludzie z miejscowego oddziału osłaniali te akcje. Utrzymywano kontakty z oddziałami w Blachowni, Lublińcu i z oddziałem „Ponurego” z pobliskiej ziemi kieleckiej.
Kontruderzeniem była działalność licznych konfidentów. Denuncjacja na duża skalę, która niemal rozbiła siatkę, miała miejsce w końcu 1944 roku. Zaufany posterunkowy ostrzegł Jana Sośniaka o planie jego aresztowania, on jednak nie ukrył się czekając na to.
Wiedział, że gdyby gestapowcy nie znaleźli go, w odwecie aresztowaliby krewnych a może też i znajomych i sąsiadów, a tak obława skończy się na nim. Nie był żonaty, wolał więc zginać sam niż narazić innych.

Aresztowany przez Gestapo z Blachowni, został osadzony w więzieniu w Lublińcu. Mając do wyboru dekonspirację oddziału i aresztowanie wielu zaufanych przyjaciół, wykazał się nieugiętą postawą wybierając własną śmierć. Torturowany zmarł 08.11.1944 roku.

W kierunku południowym przy alejce, jest wspólny grób braci Bronisława i Stanisława Klechów. W wyniku denuncjacji sąsiada konfidenta aresztowano ich i przetrzymywano na posterunku Jagdkommando przy kopalni Konopiska. Tam ich bestialsko torturowano, na koniec wyprowadzono na ścieżkę przy lesie i przy tzw. „próbie ucieczki” dobito.

Jeszcze bardziej na południe w ostatniej kwaterze, jest wspólna mogiła trzech nieznanych żołnierzy Wojska Polskiego, poległych w pierwszych dniach września 1939 roku. Nie wiadomo czy zginęli w akcji, czy ich rozstrzelano. Zwłoki przywieźli na cmentarz żołnierze Wehrmachtu i zawiadomili proboszcza, że ma zorganizować pochówek. Ludzie wykonujący tę czynność, pracowali pod nadzorem Niemców. Nie znali zabitych żołnierzy, a z obawy przed Niemcami nie zdjęli pomordowanym śmiertelników (znaczków identyfikacyjnych).

W tej samej dość dużej kwaterze pochowani są członkowie ruchu oporu z naszego terenu. Kilku z nich spoczywa blisko nieznanych żołnierzy, dwóch pochowano przy samym murze cmentarnym. Ich śmierć była skutkiem denuncjacji konfidentów. Zginęli mieszkańcy Aleksandrii, Dźbowa, Hutek, Konopisk, Kowali. Spośród nich, na naszym cmentarzu spoczywają: Bryła Władysław, Bula Zygmunt, Gzik Teofil, Jeziorski Teofil, Napieraj Antoni, Włóka Edmund.

Kazimierz Wikliński z Dźbowa lat 22, żołnierz AK, po straszliwych torturach zamordowany na podwórku konfidenta w Aleksandrii, pochowany został na naszym cmentarzu. Po zakończeniu wojny przyjechali żołnierze dawni towarzysze walki, ekshumowali go i przewieźli na cmentarz do Dźbowa, gdzie z honorami wojskowymi dokonano pochówku.

Oprócz tych wymienionych, jest wiele pięknych, oryginalnych, czy godnych zauważenia grobów rozsianych po cmentarzu. Np za kaplicą znajduje się rodzinny grób Pyrkoszów. W pobliżu pod skromnym nagrobkiem, spoczywają Anna i Roman Fedkiwowie. Roman Fedkiw syn Mikołaja i Anny urodził się 03.V.1898 roku w rolniczej rodzinie greko-katolików. Być może niełatwo było chłopskiemu synowi zdobyć wykształcenie, jednak został lekarzem. Zamieszkał z rodziną w starym ośrodku zdrowia w Wygodzie. O każdej porze dnia i nocy służył wszechstronną pomocą medyczną okolicznej ludności. Zmarł 22.08.1964 roku.

Pamięć o tych wszystkich wspomnianych osobach, powinna trwać nieustannie tak, jak trwa pamięć o wszystkich naszych bliskich. Pielęgnujemy ich groby, otaczamy troską i szacunkiem z nadzieją, że i o nas nasi potomni nie zapomną. Obowiązek troski jaki na nas spoczywa, to obowiązek święty i zaszczytny.

Czuwajmy, aby uchronić cmentarz od zamierzonego lub bezmyślnego zniszczenia. Nie pobłażajmy aktom profanacji i wandalizmu. Piętnujmy je aby taki sam los nie spotkał kiedyś naszych mogił.

Cmentarz to miejsce dostojne, poważne, miejsce zadumy nad życiem i przemijaniem. Obrazą tego miejsca jest beztroskie jeżdżenie rowerem po alejkach, czy palenie papierosów. To miejsce święte niemal tak jak kościół, bo kryje szczątki niejednej osoby z pewnością zasługującej już na miano świętości. Czy osoba zdrowo myśląca zachowałaby się niegodnie w kościele?
Wszyscy, którzy odeszli przed nami, mogliby nam powiedzieć:

„Byłem tym, kim ty jesteś
Jestem tym, kim ty będziesz”.


Barbara Herba


Zdjęcia wykorzystane w artykule autorstwa księdza Marka Latosa: